środa, 26 czerwca 2013

Stare Miasto w Toruniu jest idealnym terenem badawczym. Rok, który spędziłam pracując na ulicy Szerokiej okazał się czasem owocnym w analizę funkcjonowania życia miejskiego. Nie trzeba wyjeżdżać do Berlina czy Nowego Jorku żeby zauważyć, że miasto jest siedliskiem różnego typu patologii. W tym momencie możemy zadać sobie pytanie: czym jest patologia? Jako patologia uważane jest odejście od ogólnie przyjętych norm. Czy bezdomność jest w takim razie patologią? Od momentu gdy wkraczamy w etap socjalizacji wtłaczane są nam obrazy "normalnego" funkcjonowania. Posiadanie rodziny, domu jest jedną z wizji szczęśliwego życia. Wynajmowanie, czy kupno mieszkania uchodzi za normę, także opcja życia na ulicy może zostać zamknięta w kategorii patologii.                                                                      
Trzeba przemieszczać się z zamkniętymi oczami aby nie dostrzec dużej liczby bezdomnych na toruńskich ulicach. Z moich obserwacji wynika, że liczba ta powiększa się. Dlaczego tak się dzieje? Patrząc na reakcję przechodniów wnioskuję, że bezdomni są obwiniani za swój los. Jakie cechy przypisuje się osobom żyjącym na ulicy? Najczęściej jest to lenistwo, pasożytnictwo, alkoholizm.Często obraz ten nie jest mylny. Nadmierne spożywanie alkoholu jest problem dotyczącym większości osób bezdomnych, ale czy ich bezdomność wynika właśnie z alkoholizmu? Rozmawiając kiedyś z 26- letnim Tomaszem, który od kilku lat mieszka na ulicy, dowiedziałam się, że pije codziennie aby przełamać wstyd, który wywołuje w nim żebranie. Wielu bezdomnych "zarabia" na życie prosząc przechodniów o jałmużnę. Są w stanie w ten sposób zebrać dziennie kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych. Czy bezdomność w takim razie świadczy o słabości? Jak wiele osób jest w stanie spędzić noc w temperaturze poniżej zera, przełamać swój wstyd, poniżyć się przed ludźmi, którzy nie traktują nas jak człowieka, wyrzec się swej godności? Myślę, że pojęcie "abjekt", stworzone przez filozofkę Julię Kristevę, oznaczające "coś" granicznego, między podmiotem a przedmiotem, jest odpowiednie w kontekście bezdomności . To "coś" kojarzy się ze wstrętem. Jest odrzucone, niepotrzebne. Osoba bezdomna jest człowiekiem, ale nie otrzymuje szacunku, który im jako ludziom się należy. Są przepędzani. Przeszkadzają. Nie wywołują przyjemnych doznań estetycznych. Przypominają o wszystkich aspektach naszej fizyczności, które ukrywamy przed światem. Ich intensywny zapach spowodowany wydzielinami ciała, których próbujemy się wyrzec, wywołuje obrzydzenie. Wstręt i obrzydzenie spotyka bezdomnych na każdym kroku. To co nie jest piękne powinno zostać w ukryciu, w cieniu. Dlatego mieszkający na ulicy prowadzą raczej nocny tryb życia. Gdy słońce zachodzi czują się pewniej, bezpieczniej.
Relacje między samymi bezdomnymi są równie skomplikowane. Ciężko jest mówić o przyjaźni jeśli każdy dzień jest walką o przeżycie. W noclegowniach dla bezdomnych nie można liczyć na ochronę. Trzeba czuwać żeby nie zostać okradzionym, pobitym a nawet zabitym. Bezpieczniej jest nocować w pustostanach lub na klatkach schodowych.
Wykluczenie spotyka bezdomnych na każdym kroku. Nie są akceptowani przez społeczeństwo. Osoby, które nie przynoszą korzyści, które nie są przydatne są elementem zbędnym. Ostatnio przechodzień w rozmowie ze mną wyraził niepokój związany ze źródłem finansowania pogrzebów osób, które nie posiadają dochodów pieniężnych. Oczywiście to my, ludzie ciężko pracujący, musimy za to płacić.
Jednostki żyjące na marginesie społeczeństwa nie są akceptowane. Przeszkadzają. Pod każdym względem. Pieniężnym , estetycznym, moralnym.
Ludzie za szybko osądzają. W gospodarce kapitalistycznej, kiedy ludzie masowo korzystają z pożyczek, nie są świadomi jak łatwo jest stracić wszystko z dnia na dzień. Firmy upadają, ludzie tracą pracę. Każdego z nas może spotkać życie na ulicy.
Z problemem bezdomności nie wygramy przepędzając "kloszarda" z klatki schodowej. Ubóstwo jest kłopotem wynikającym z nierówności społecznej. Czy rozwiązaniem jest eliminowanie słabych jednostek, czy walka z systemem?  Wydaje mi się, że większość ludzi pogodziła się z tym, że "równość" jest ideą utopijną.